
Spacer po lesie, kiedy czuć zapach mokrych liści, nasączonego wczorajszym deszczem mchu. Pękające od ciężaru gałązki, szum drzew, stukot dzięcioła, odgłosy innych grzybiarzy i wreszcie świeże powietrze. To zafundowaliśmy sobie na niedzielne przedpołudnie.
Wybraliśmy się pierwszy raz w tym roku na grzybobranie. Wiedziałam, że na spektakularne zbiory nie ma co liczyć. W lesie jest mokro, ale noce są zimne. Grzybów jest bardzo mało.
Marzyłam o grzybkach w śmietanie przegryzanych chlebem ze świeżo posiekaną pietruszką. To mój smak dzieciństwa, to smak, za którym tęsknie zawsze jesienią. Łudziłam się, że może jakimś cudem natrafimy na miejsce gdzie będzie wysyp grzybów, ładnych zdrowych. Nic z tego… Nasz tegoroczny bilans to prawie dwie godziny spaceru po lesie i raptem 20 dag podgrzybków. Grzybków w śmietanie z chlebem nie będzie. Powędrują do polędwiczek w sosie na jutrzejszy obiad.
Z lasu przywiozłam kilka szyszek, powędrowały do donicy z thują. Z liści dębu pomyślę czy zrobić łańcuch czy może wbić je do donicy z wrzosami, aby rozweseliły nieco balkon.
Kiedy mieszkałam z rodzicami na wsi do lasu mieliśmy kilka kroków. W mieście można spacerować po parku i udawać, że ma się namiastkę lasu. Ale to zupełnie inna bajka...
Wróciliśmy zadowoleni i dotlenieni. Niedługo powtórka :)
Lubicie zbierać grzyby? Z kim chodziliście na grzybobranie w dzieciństwie?
Udanego tygodnia!
Post Grzybobranie pojawił się poraz pierwszy w Kasmatka.